Zdecydowałam, że nie będzie tu już ostatniego rozdziału, bo fabuła źle by mi się rozłożyła. Zapraszam więc do obejrzenia zwiastuna drugiej części: https://www.youtube.com/watch?v=BpK7gUA8rqY
I na drugą część!: http://invincible-fanfiction.blogspot.com/
Buziaki Nat xx
Dziewczyna w Lustrze
sobota, 12 lipca 2014
sobota, 28 czerwca 2014
Część druga opowiadania.
Hej Kochani! ♥
Stworzyłam już nowego bloga, o prostszym adresie i w ogóle.
Invincible to druga część Dziewczyny w Lustrze i jestem bardzo szczęśliwa, że będę ją pisać.
KLIK!
Dziękuję za każde wyświetlenie na tym blogu, za każdy komentarz. Przenoszę się na nowy profil na blogspocie, bo ten mi nie pasuje, ale będę jeszcze wchodzić na ten, żeby zobaczyć komentarze od Was.
Na drugiej części nic nie jest jeszcze ruszone, wiem, ale chcę dać Wam linka już teraz.
DZIĘKUJĘ! ♥
Stworzyłam już nowego bloga, o prostszym adresie i w ogóle.
Invincible to druga część Dziewczyny w Lustrze i jestem bardzo szczęśliwa, że będę ją pisać.
KLIK!
Dziękuję za każde wyświetlenie na tym blogu, za każdy komentarz. Przenoszę się na nowy profil na blogspocie, bo ten mi nie pasuje, ale będę jeszcze wchodzić na ten, żeby zobaczyć komentarze od Was.
Na drugiej części nic nie jest jeszcze ruszone, wiem, ale chcę dać Wam linka już teraz.
DZIĘKUJĘ! ♥
czwartek, 26 czerwca 2014
Rozdział 25. { To ma być pożegnanie? }
Ocknęłam się otulona dziwnym ciepłem. Nie chciałam się budzić, ale ktoś mocno mną potrząsał, na co jęknęłam ze zniecierpliwieniem. Byłam zmęczona cały ten czas, czy nie należała mi się chociaż odrobina snu?
Niechętnie otworzyłam oczy, spodziewając się wszechogarniającej bieli, ale tak się nie stało. Zamiast tego spoglądałam na twarz Nialla. Kiedy zorientował się, że się w niego wpatruję, łza spłynęła w dół jego policzka, zatrzymując się na chwilę na podbródku, żeby w następnej kolejności skapnąć na moje usta. Od razu poczułam jak ta część mojej twarzy pulsuje, a po chwili mrozi ją chłód. Byłam jak sparaliżowana, siedzieliśmy na chodniku, a on mnie do siebie przytulał.
Kilka sekund później pochylił się i ukrył twarz w mojej szyi, jego ciałem wstrząsnął szloch.
-Myślałem...- zaczął, a ja po raz pierwszy miałam okazję usłyszeć jego głos. Wydawało się, jakby minęły wieki od naszego pierwszego spotkania.- Myślałem że umarłaś.- dokończył cicho wplatając palce w moje włosy. To były te same dłonie, te same oczy, ten sam aksamitny głos, ale wszystko wydawało się... obce. Czułam, że swoim ciałem mnie ogrzewał, lecz jednocześnie czułam bijący od niego chłód.- Nie mogę cię stracić, Diana, proszę, nie umieraj.- szeptał, kołysząc nas delikatnie.
Chwila. Nawet, jeśli bym umarła, to chyba trafię do jakichś zaświatów, prawda? Niezależnie od tego, czy znalazłabym się w Niebie czy w Piekle, moglibyśmy się odnaleźć. Czy... nie? Z tego co mówił, wywnioskowałam że może być zupełnie inaczej, niż przewidywałam.
-To naprawdę ty?- wychrypiałam, a klatka piersiowa wściekle mnie zabolała. Chyba od upadku połamałam sobie kości. Podniósł na mnie swoje przekrwione oczy, studiując każdy kawałek mojej twarzy.
-Ja.- uśmiechnął się smutno, po czym pogładził mój policzek, po chwili zastępując palec ustami.- Błagam, zrobię wszystko, tylko powiedz, że się nie spóźniłem.
Łza wypłynęła również z kącika mojego oka, zatrzymując się na dłoni chłopaka. Odwróciłam głowę i pocałowałam jego palce, nie potrafiąc pogodzić się z myślą, że zaraz mogę odejść, i to na zawsze.
Podniosłam na niego wzrok i powoli podniosłam rękę, umieszczając go na jego karku.
-Dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech blondyna, ale mój był naprawdę szczery. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że mogłam go zobaczyć. Nawet jeśli to miał być ostatni obraz, który w życiu zapamiętam. Umiałabym wiecznie nie istnieć z tym wspomnieniem.- Bardzo cię kocham.
-Nie żegnaj się.- pokręcił gorączkowo głową, obejmując mnie ramionami mocniej. Zignorowałam ból, bliskość okazała się ważniejsza niż on.- Wyzdrowiejesz. Zaraz wrócimy do domu, zrobię ci gorącej herbaty i zapomnisz o wszystkim.- płakał, prawie krzycząc.- A potem pójdziemy do łóżka i będziemy spać bardzo długo, będziemy rozmawiać o tym jak pierwszy raz cię spotkałem, będziemy, będziemy...- bełkotał, pociągając nosem. Ułożyłam dłoń na jego policzku i spróbowałam przyciągnąć go do siebie.
-Pocałuj mnie.- poprosiłam słabo, a moja dłoń opadła. Pokręcił mocno głową, splatając nasze palce.
-Jeśli to zrobię, zostawisz mnie.- oparł swoje czoło o moje.- Zostawisz mnie, a ja oszaleję ze smutku i miłości. Pójdę na tortury, możesz nawet odciąć mi żywcem każdą część ciała i wydłubać oczy, tylko proszę, żyj, kochanie.- błagał całując moją szyję, jakby to miało pomóc mi przetrwać.- Jeśli przeżyjesz i się stąd wydostaniemy, obiecuję że będziesz szczęśliwa.- mamrotał, a mi od wstrzymywanego płaczu ścisnęło się gardło.- Już niedługo zobaczysz Zayna i pewnie Bonnie znów zamęczy cię rozmowami.- paplał bez sensu, ale jego taktyka okazała się skuteczna, nie mogłam zasnąć, chociaż powieki mi się kleiły.- Nie możesz spać, Diana, proszę, nie zasypiaj teraz.- przełknął ślinę.- Wyjdziesz za mnie?- zapytał nagle, a ja rozchyliłam lekko usta.
-Tak.- szepnęłam prawie niesłyszalnie, zaczynało brakować mi głosu.
-Świetnie.- uśmiechnął się nerwowo.- Tak, to cudownie. Szkoda, że nie mam pierścionka. Wiem, że chciałabyś, żeby to wyglądało inaczej.
-Jest idealnie.- powiedziałam i próbowałam wchłonąć jeszcze trochę jego ciepła, czując, że powoli odpływam.- Dziękuję ci.
-Eleanor na pewno chciałaby pomóc ci w wyborze sukienki. Jesteś przesądna, więc chyba nie będę mógł jej zobaczyć, ale postaraj się proszę o jakąś z gorsetem. Wiesz, jak cię w nich uwielbiam.
O wszystkim mówił w czasie przyszłym, jakby brał to za coś pewnego. Tak naprawdę wiedziałam, że próbował tylko mnie jakoś zatrzymać, ale jak na razie było okej.
-Niall, jeśli ja...- zaczęłam, przełykając ślinę. Nie potrafiłam dobrać słów, ani opisać tego co czułam.- Po prostu spróbuj być szczęśliwy, okej?- poprosiłam i odwróciłam od niego wzrok, łzy zaczęły płynąć w dół mojej szyi.
-Nie...- zaprzeczył, mocniej przyciskając mnie do siebie.- Nie próbuj tak mówić.- zaszlochał i zauważył, jak drżę.- Zimno ci?- zapytał i bez wahania puścił mnie lekko, żeby zdjąć z siebie T-shirt, a następnie owinął mnie nim.
-Zamarzniesz.- uśmiechnęłam się smutno, ale przyjęłam jego koszulkę. Podsunęłam ją pod nos i zachwyciłam się zapachem, którego tak dawno nie było dane mi czuć. Pachniała skórą mojego ukochanego Anioła, może trochę czekoladą i solą. Przycisnęłam ją mocniej do twarzy, moje łzy wsiąkały w materiał.- Sprawiasz, że jestem najszczęśliwsza na świecie.- powiedziałam, ale mnie zignorował. Zamiast odpowiedzieć, wziął mnie na ręce i rozejrzał się z determinacją.
-Mieszkasz gdzieś?- zapytał twardo i ruszył w kierunku, który mu pokazałam. Szedł szybko, ale starał się trzymać mnie w stabilnej pozycji. Słone krople nie spływały już po jego twarzy, był raczej wściekły. Bałam się odezwać, chociaż wiedziałam, że nie zrobiłby mi krzywdy. Objęłam mocniej jego plecy, a wtedy skrzywił się i syknął. Poczułam pod palcami wilgoć i kiedy zrozumiałam, że to krew, zakręciło mi się w głowie.
-Niall...?- zaczęłam, z przerażeniem wpatrując się w jego dwie, ogromne, podłużne rany.
-Tylko tak mogłem się tu dostać.- odpowiedział i delikatnie odwrócił mnie tak, żebym nie musiała na to patrzeć.
Och, mój Boże. On dał wyrwać sobie skrzydła, tylko po to, żeby mnie znaleźć. Uderzyła we mnie fala miłości i nienawiści do tego cholernego chłopaka. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Jak mógł tak się dla mnie poświęcić? Teraz już wiedziałam, co miał znaczyć ten chłód. On był Duchem. Jak zamierzał się stąd wydostać?
Z łzami w oczach dotknęłam jego policzka i zapłakałam cicho, czując zimno.
-Jak teraz wrócisz?- zapytałam, ale zamiast mi odpowiedzieć, zacisnął usta w wąską kreskę.
Wtuliłam się w jego ciało jeszcze bardziej.
-To ma być pożegnanie?!- krzyknęłam, byłam wściekła.- Tak ma wyglądać nasze ostatnie spotkanie?!- darłam się, dostając nagłego przypływu energii.- Ty ignorujący mnie?! Wiesz co? Nie umieram, do cholery!- wściekle otarłam łzy z twarzy.- Skoro nie urządzisz mi pożegnania jak z książki to ja nie chcę umierać!
A on tylko uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Oto jest moja dziewczyna.- wyszeptał i przyspieszył kroku, głaszcząc mnie delikatnie. Moja scena gniewu chyba dała kopa nam obojgu.
Wychyliłam się i otworzyłam kluczem wejście do mojego pokoju, a chłopak wskoczył tam, ze mną na rękach. Trzymałam tył jego karku i wpatrywałam się w jego oczy. To zajęło tylko chwilę, zanim nasze usta złączyły się w rozpaczliwym pocałunku. Przytulał mnie do siebie i pozwalał rozpaść na kawałki. Kochałam go. Kochałam mojego Anioła. I w tym momencie byłam bardzo szczęśliwa.
Niall wstał i położył mnie na plecach na zimnej podłodze. Leżałam w bezruchu, bojąc się połamać sobie kości. Usłyszałam tylko, jak Niall rozkazał mi, żebym zasłoniła twarz i z całej siły rzucił krzesłem w ścianę-lustro.
Ostatnie, co pamiętam ze Świata Luster, to wielka, ssąca dziura, która pochłonęła mnie i chłopaka. Była czarna i lepka, kiedy coraz mocniej otulała mnie mrokiem. Jęknęłam cicho i poddałam się tajemniczej sile, wyrzucającej mnie w niewiadome miejsce.
Średnio wiedziałam, co będzie dalej.
Niechętnie otworzyłam oczy, spodziewając się wszechogarniającej bieli, ale tak się nie stało. Zamiast tego spoglądałam na twarz Nialla. Kiedy zorientował się, że się w niego wpatruję, łza spłynęła w dół jego policzka, zatrzymując się na chwilę na podbródku, żeby w następnej kolejności skapnąć na moje usta. Od razu poczułam jak ta część mojej twarzy pulsuje, a po chwili mrozi ją chłód. Byłam jak sparaliżowana, siedzieliśmy na chodniku, a on mnie do siebie przytulał.
Kilka sekund później pochylił się i ukrył twarz w mojej szyi, jego ciałem wstrząsnął szloch.
-Myślałem...- zaczął, a ja po raz pierwszy miałam okazję usłyszeć jego głos. Wydawało się, jakby minęły wieki od naszego pierwszego spotkania.- Myślałem że umarłaś.- dokończył cicho wplatając palce w moje włosy. To były te same dłonie, te same oczy, ten sam aksamitny głos, ale wszystko wydawało się... obce. Czułam, że swoim ciałem mnie ogrzewał, lecz jednocześnie czułam bijący od niego chłód.- Nie mogę cię stracić, Diana, proszę, nie umieraj.- szeptał, kołysząc nas delikatnie.
Chwila. Nawet, jeśli bym umarła, to chyba trafię do jakichś zaświatów, prawda? Niezależnie od tego, czy znalazłabym się w Niebie czy w Piekle, moglibyśmy się odnaleźć. Czy... nie? Z tego co mówił, wywnioskowałam że może być zupełnie inaczej, niż przewidywałam.
-To naprawdę ty?- wychrypiałam, a klatka piersiowa wściekle mnie zabolała. Chyba od upadku połamałam sobie kości. Podniósł na mnie swoje przekrwione oczy, studiując każdy kawałek mojej twarzy.
-Ja.- uśmiechnął się smutno, po czym pogładził mój policzek, po chwili zastępując palec ustami.- Błagam, zrobię wszystko, tylko powiedz, że się nie spóźniłem.
Łza wypłynęła również z kącika mojego oka, zatrzymując się na dłoni chłopaka. Odwróciłam głowę i pocałowałam jego palce, nie potrafiąc pogodzić się z myślą, że zaraz mogę odejść, i to na zawsze.
Podniosłam na niego wzrok i powoli podniosłam rękę, umieszczając go na jego karku.
-Dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech blondyna, ale mój był naprawdę szczery. Byłam niesamowicie szczęśliwa, że mogłam go zobaczyć. Nawet jeśli to miał być ostatni obraz, który w życiu zapamiętam. Umiałabym wiecznie nie istnieć z tym wspomnieniem.- Bardzo cię kocham.
-Nie żegnaj się.- pokręcił gorączkowo głową, obejmując mnie ramionami mocniej. Zignorowałam ból, bliskość okazała się ważniejsza niż on.- Wyzdrowiejesz. Zaraz wrócimy do domu, zrobię ci gorącej herbaty i zapomnisz o wszystkim.- płakał, prawie krzycząc.- A potem pójdziemy do łóżka i będziemy spać bardzo długo, będziemy rozmawiać o tym jak pierwszy raz cię spotkałem, będziemy, będziemy...- bełkotał, pociągając nosem. Ułożyłam dłoń na jego policzku i spróbowałam przyciągnąć go do siebie.
-Pocałuj mnie.- poprosiłam słabo, a moja dłoń opadła. Pokręcił mocno głową, splatając nasze palce.
-Jeśli to zrobię, zostawisz mnie.- oparł swoje czoło o moje.- Zostawisz mnie, a ja oszaleję ze smutku i miłości. Pójdę na tortury, możesz nawet odciąć mi żywcem każdą część ciała i wydłubać oczy, tylko proszę, żyj, kochanie.- błagał całując moją szyję, jakby to miało pomóc mi przetrwać.- Jeśli przeżyjesz i się stąd wydostaniemy, obiecuję że będziesz szczęśliwa.- mamrotał, a mi od wstrzymywanego płaczu ścisnęło się gardło.- Już niedługo zobaczysz Zayna i pewnie Bonnie znów zamęczy cię rozmowami.- paplał bez sensu, ale jego taktyka okazała się skuteczna, nie mogłam zasnąć, chociaż powieki mi się kleiły.- Nie możesz spać, Diana, proszę, nie zasypiaj teraz.- przełknął ślinę.- Wyjdziesz za mnie?- zapytał nagle, a ja rozchyliłam lekko usta.
-Tak.- szepnęłam prawie niesłyszalnie, zaczynało brakować mi głosu.
-Świetnie.- uśmiechnął się nerwowo.- Tak, to cudownie. Szkoda, że nie mam pierścionka. Wiem, że chciałabyś, żeby to wyglądało inaczej.
-Jest idealnie.- powiedziałam i próbowałam wchłonąć jeszcze trochę jego ciepła, czując, że powoli odpływam.- Dziękuję ci.
-Eleanor na pewno chciałaby pomóc ci w wyborze sukienki. Jesteś przesądna, więc chyba nie będę mógł jej zobaczyć, ale postaraj się proszę o jakąś z gorsetem. Wiesz, jak cię w nich uwielbiam.
O wszystkim mówił w czasie przyszłym, jakby brał to za coś pewnego. Tak naprawdę wiedziałam, że próbował tylko mnie jakoś zatrzymać, ale jak na razie było okej.
-Niall, jeśli ja...- zaczęłam, przełykając ślinę. Nie potrafiłam dobrać słów, ani opisać tego co czułam.- Po prostu spróbuj być szczęśliwy, okej?- poprosiłam i odwróciłam od niego wzrok, łzy zaczęły płynąć w dół mojej szyi.
-Nie...- zaprzeczył, mocniej przyciskając mnie do siebie.- Nie próbuj tak mówić.- zaszlochał i zauważył, jak drżę.- Zimno ci?- zapytał i bez wahania puścił mnie lekko, żeby zdjąć z siebie T-shirt, a następnie owinął mnie nim.
-Zamarzniesz.- uśmiechnęłam się smutno, ale przyjęłam jego koszulkę. Podsunęłam ją pod nos i zachwyciłam się zapachem, którego tak dawno nie było dane mi czuć. Pachniała skórą mojego ukochanego Anioła, może trochę czekoladą i solą. Przycisnęłam ją mocniej do twarzy, moje łzy wsiąkały w materiał.- Sprawiasz, że jestem najszczęśliwsza na świecie.- powiedziałam, ale mnie zignorował. Zamiast odpowiedzieć, wziął mnie na ręce i rozejrzał się z determinacją.
-Mieszkasz gdzieś?- zapytał twardo i ruszył w kierunku, który mu pokazałam. Szedł szybko, ale starał się trzymać mnie w stabilnej pozycji. Słone krople nie spływały już po jego twarzy, był raczej wściekły. Bałam się odezwać, chociaż wiedziałam, że nie zrobiłby mi krzywdy. Objęłam mocniej jego plecy, a wtedy skrzywił się i syknął. Poczułam pod palcami wilgoć i kiedy zrozumiałam, że to krew, zakręciło mi się w głowie.
-Niall...?- zaczęłam, z przerażeniem wpatrując się w jego dwie, ogromne, podłużne rany.
-Tylko tak mogłem się tu dostać.- odpowiedział i delikatnie odwrócił mnie tak, żebym nie musiała na to patrzeć.
Och, mój Boże. On dał wyrwać sobie skrzydła, tylko po to, żeby mnie znaleźć. Uderzyła we mnie fala miłości i nienawiści do tego cholernego chłopaka. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Jak mógł tak się dla mnie poświęcić? Teraz już wiedziałam, co miał znaczyć ten chłód. On był Duchem. Jak zamierzał się stąd wydostać?
Z łzami w oczach dotknęłam jego policzka i zapłakałam cicho, czując zimno.
-Jak teraz wrócisz?- zapytałam, ale zamiast mi odpowiedzieć, zacisnął usta w wąską kreskę.
Wtuliłam się w jego ciało jeszcze bardziej.
-To ma być pożegnanie?!- krzyknęłam, byłam wściekła.- Tak ma wyglądać nasze ostatnie spotkanie?!- darłam się, dostając nagłego przypływu energii.- Ty ignorujący mnie?! Wiesz co? Nie umieram, do cholery!- wściekle otarłam łzy z twarzy.- Skoro nie urządzisz mi pożegnania jak z książki to ja nie chcę umierać!
A on tylko uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Oto jest moja dziewczyna.- wyszeptał i przyspieszył kroku, głaszcząc mnie delikatnie. Moja scena gniewu chyba dała kopa nam obojgu.
Wychyliłam się i otworzyłam kluczem wejście do mojego pokoju, a chłopak wskoczył tam, ze mną na rękach. Trzymałam tył jego karku i wpatrywałam się w jego oczy. To zajęło tylko chwilę, zanim nasze usta złączyły się w rozpaczliwym pocałunku. Przytulał mnie do siebie i pozwalał rozpaść na kawałki. Kochałam go. Kochałam mojego Anioła. I w tym momencie byłam bardzo szczęśliwa.
Niall wstał i położył mnie na plecach na zimnej podłodze. Leżałam w bezruchu, bojąc się połamać sobie kości. Usłyszałam tylko, jak Niall rozkazał mi, żebym zasłoniła twarz i z całej siły rzucił krzesłem w ścianę-lustro.
Ostatnie, co pamiętam ze Świata Luster, to wielka, ssąca dziura, która pochłonęła mnie i chłopaka. Była czarna i lepka, kiedy coraz mocniej otulała mnie mrokiem. Jęknęłam cicho i poddałam się tajemniczej sile, wyrzucającej mnie w niewiadome miejsce.
Średnio wiedziałam, co będzie dalej.
~*~
Hej Misie!
To ostatni rozdział Dziewczyny w Lustrze. W przyszłym tygodniu dodam epilog i startujemy z drugą częścią :)
Chyba wszystko w tym rozdziale było chaotyczne, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co chodzi na końcu. W epilogu ostatnia dawka emocji i wyjaśnienia. W ankiecie, którą zaraz usuwam, większość głosów poszła za dwoma blogami naraz. Przemyślę to. Najpierw druga część, potem może gdzieś w trakcie drugi blog, na który mam już pomysł. Tym razem to będzie coś innego.
Jeszcze nie wiem, jak nazwę nowego bloga, ale kiedy już go stworzę, to wyślę Wam link.
Co sądzicie o ostatnim rozdziale?
♥
piątek, 20 czerwca 2014
Rozdział 24. { Obiecaj }
Dyszałam ciężko, próbując podnieść swoje ociężałe ciało z podłogi. Zagryzłam wargę i powstrzymałam łzy, które bardzo chciały wydostać się na zewnątrz. Dłonie zapiekły pod wpływem mocnego nacisku, ale dzielnie to zniosłam i wstałam, chociaż lekko się garbiłam. Przeciągnęłam się do samego końca i usłyszałam, jak moje kości głośno chrupią. Och, Boże. Dlaczego miałam wrażenie, jakby żebra mi spadały?
Wsadziłam klucz w ścianę i wygramoliłam się na zewnątrz, ponownie uderzając całą powierzchnią ciała o chodnik. Tym razem nie dałam rady powstrzymać szlochu wyrywającego się z głębi mojej klatki piersiowej. Z trudem dźwignęłam się na rękach i ponownie podniosłam do pionu.
Wiatr wydawał się wiać mocniej i zimniej, miałam wrażliwsza skórę. Jęknęłam cicho i skierowałam się w jedyną mi znaną, przyjazną stronę- w stronę parku.
Tylko tam mogłam spotkać Brandona. Tylko on mógł mi pomóc w zwalczaniu samotności. Był niesamowicie podobny do Nialla, przez co w chory sposób chciałam spędzać z nim czas. Tęskniłam za nim, za jego dotykiem, za jego miłością. Wspomnienia ponownie spowodowały bolesny uścisk w żołądku, a na ten ból nie miałam lekarstwa. Nikt nie miał. Lubimy upijać się miłością, ale kiedy przychodzi nam ją stracić, mało kto chce przyznać, jak bardzo nas zabija.
Drzewa kołysały się tak, jak zawsze, gdy ponownie przemierzałam znane mi ścieżki. Mijałam osłabionych ludzi o smutnych oczach, chociaż dopiero teraz mogłam dostrzec na ich twarzach jakiekolwiek emocje. Byli przestraszeni i przygnębieni.
Łzy zebrały się w moich oczach na ich widok. Tyle młodych osób, potencjalnych przyszłych lekarzy, naukowców, przywódców i po po prostu przeciętnych dobrych ludzi, ma zginąć? Umrzeć z wycieńczenia? Za co? Z jakiej racji? Bo znaleźli się pod opieką Aniołów? To nie było żadne usprawiedliwienie dla Duchów, które ich tu więziły.
Teraz już wiedziałam. Będę walczyć. Do ostatniej kropli krwi, pomszczę wszystkich nieszczęśników, którym może nie udało się przeżyć dzisiaj. Dla nich. Dla Nialla. I może dla mojej siostry, jeśli to wszystko nie było tylko chorą grą na moich emocjach.
Żwir szurał pod moimi stopami, a chłód lizał odsłonięte ramiona. Zadrżałam i obserwowałam, jak tworzyła się na nich gęsia skórka.
Usiadłam na ławce obok zasmuconego chłopaka. Patrzył na mnie tak, jak matka patrzy na dziecko, gdy się przewróci i zbije sobie kolana. Usłyszałam jego głośne westchnięcie i po chwili przemówił.
-Więc już wiesz.
-Mhm...- mruknęłam niewyraźnie i poprawiłam swoją pozycję.- Wiem.
Moje słowa uleciały gdzieś w powietrze, miałam wrażenie, że to nie ja je wypowiadałam. Cisza nas zjadała, kiedy było słychać tylko nasze oddechy.
-Jestem wycieńczony.- oświadczył chwilę potem. Następne, co zobaczyłam, to on wstający z ławki.- Przepraszam, Diana. Muszę się położyć.- powiedział cicho. Okej, nie miałam nic przeciwko, ale...
-Wstaniesz jeszcze?- zapytałam z załzawionymi oczami.
-Nie wiem.- przyznał nieśmiało.- Jestem słaby.
Kiedy dotarł do mnie sens jego słów, mimowolnie jedna łza spłynęła po moim policzku. Zwiesiłam wzrok i wbiłam go w swoje dłonie, nie mogąc znieść smutnego wzroku chłopaka. Kilka sekund potem pochylił się i bardzo delikatnie, jakbym miała się rozpaść, przycisnął swoje usta do moich. To nie był żaden namiętny, ani gorący pocałunek... To była nasza obietnica. Że jeszcze kiedyś się spotkamy.
-To na wypadek, gdybym miał cię już nie zobaczyć.- szepnął i, jak na swoje możliwości, szybkim krokiem ruszył w stronę prawdopodobnie prowadzącą do jego przejścia. Zaczęłam głośno i otwarcie płakać, rozumiejąc, że możemy nie przetrwać tej nocy. Że Niall może nie zdążyć. Że... umrę.
Odchyliłam głowę i ułożyłam ją na oparciu, chociaż nacisk bolał. Miałam piękny sen. Śniło mi się, że Niall przybył i uratował nas wszystkich, przeżyliśmy i mogliśmy wrócić do normalnego życia; Bez Duchów, bez strachu, bez śmierci. Blondyn przytulał mnie i zapewniał, że teraz już wszystko będzie w porządku, nie pozwoli mnie sobie odebrać już nigdy więcej. Brandon przeżył tą noc i był szczęśliwy. Aniołowie wygrali tą bitwę z Duchami.
Zostawała jeszcze Perrie. Kiedy sobie o niej przypomniałam, od razu postanowiłam ruszyć w kierunku sklepu. Miałam nadzieję, że nie będzie miała przeze mnie kolejnych kłopotów. Wolnym krokiem zmierzałam do miejsca, w którym miałam nadzieję ją spotkać.
Po kilkudziesięciu minutach i niezliczonych przystankach dotarłam do sklepu. Pchnęłam drzwi i wtoczyłam się do środka, od razu opadając na pufę. Dyszałam ciężko, gdybym przeszła jeszcze sto metrów, chyba bym zemdlała. Odwróciłam powoli głowę w kierunku głębi pomieszczenia, szukając tam wesołej dziewczyny. Pojawiła się kilka minut później, od razu blednąc na mój widok. Ze strachem podeszła do mnie i usiadła naprzeciw.
-N-nie nosisz płaszcza?- zaczęła ostrożnie. Przełknęła ślinę, mierząc wzrokiem moją ziemistą skórę. Podniosłam wzrok na jej twarz, próbując znaleźć w niej podobieństwo do mojego taty, jednak niczego takiego nie zauważyłam. Oczy...? Nie. Tata miał podobny kolor, ale zupełnie inny kształt.
-To prawda? Bił cię?- zapytałam ignorując jej pytanie. Rozejrzała się niespokojnie po sklepie, a potem zwiesiła spojrzenie.
-To nie jest chyba odpowiedni moment.- odpowiedziała i zaczęła bawić się dłońmi, unikając mojego spojrzenia.
-Kłamał? Jesteś moją siostrą?- dopytywałam się, a po moich policzkach płynęły strumienie łez. Jeśli to prawda i byłyśmy rodzeństwem, nie byłam tu sama. Nawet jeśli Niall miałby po mnie nie przyjść, miałam kogoś bliskiego. Ona była pewnikiem. Brandon mógł już nie żyć, chociaż odpychałam od siebie tę myśl. Wolałam myśleć, że teraz śpi, odpoczywa, i wszystko z nim w porządku.
Perrie westchnęła cicho i wstała, podchodząc do mnie.
-Myślę, że powinnaś już iść.- wyszeptała i pomogła mi wstać. Rzeczywistość we mnie uderzyła. To wszystko była prawda.
-Dlaczego tu jesteś? Dlaczego umarłaś?
-Mam nadzieję, że kiedyś ci powiem.- odparła smutno i wypchnęła mnie do wejścia.- Przepraszam, Diana.
-Ale...- zaczęłam, lecz gdy złapałam jej spojrzenie, zrozumiałam że naprawdę będzie lepiej, jeśli pójdę. Pokiwałam głową i otworzyłam drzwi, wychodząc na zimne powietrze.
-Noś płaszcz. Chłodno jest.- poleciła mi, zanim zupełnie nie zniknęła w głębi pomieszczenia.
Usiadłam na chodniku i zaczęłam płakać z bezsilności. Nie mogłam zrobić absolutnie nic, żeby pomóc ludziom, na których mi zależało. Najpierw nie ochroniłam rodziców. Teraz nie ochronię Brandona i Perrie. Wszystko było nie tak, jakbym sobie tego życzyła i to zabijało mnie od środka.
Zresztą, nie umierałam tylko wewnętrznie. Powierzchownie też ginęłam.
Po ulicach chodzili ludzie, których zdarzyło mi się już wcześniej widzieć. Musieli być bardziej wytrzymali niż ja, skoro jeszcze żyli i mieli siłę na wędrówki. Podniosłam głowę, a wiatr szczypał moje mokre policzki.
A co, jeśli dzisiaj umrę? Już nigdy nie zobaczę Zayna ani Bonnie. Już nigdy nie wykąpię się w morzu. Już nigdy Niall mnie nie pocałuje. Już nigdy nie pogadam z Eleanor o nieistotnych pierdołach. Już nigdy nie polecę do Nieba.
Dość. Koniec użalania się nad sobą. Jesteś silna i przetrwasz tą noc, powtarzałam sobie w myślach. Masz przed sobą całe życie i musisz je wykorzystać. Nie umrzesz. Nie dzisiaj. Nie jesteś sama.
Z tą myślą pewnie wstałam i poszłam w stronę swojego lokum, ignorując ból. Szłam ze wzrokiem wbitym w ziemię, dopóki nie wpadłam na kogoś na chodniku. Podniosłam wzrok i spotkałam te oczy w idealnym odcieniu błękitu. Łzy od razu zebrały się w moich, kiedy zaczęłam szybciej oddychać. To tylko halucynacja? Zaczynam świrować?
-Niall?- szepnęłam, a kiedy chłopak pokiwał głową, cóż. Zemdlałam.
Wsadziłam klucz w ścianę i wygramoliłam się na zewnątrz, ponownie uderzając całą powierzchnią ciała o chodnik. Tym razem nie dałam rady powstrzymać szlochu wyrywającego się z głębi mojej klatki piersiowej. Z trudem dźwignęłam się na rękach i ponownie podniosłam do pionu.
Wiatr wydawał się wiać mocniej i zimniej, miałam wrażliwsza skórę. Jęknęłam cicho i skierowałam się w jedyną mi znaną, przyjazną stronę- w stronę parku.
Tylko tam mogłam spotkać Brandona. Tylko on mógł mi pomóc w zwalczaniu samotności. Był niesamowicie podobny do Nialla, przez co w chory sposób chciałam spędzać z nim czas. Tęskniłam za nim, za jego dotykiem, za jego miłością. Wspomnienia ponownie spowodowały bolesny uścisk w żołądku, a na ten ból nie miałam lekarstwa. Nikt nie miał. Lubimy upijać się miłością, ale kiedy przychodzi nam ją stracić, mało kto chce przyznać, jak bardzo nas zabija.
Drzewa kołysały się tak, jak zawsze, gdy ponownie przemierzałam znane mi ścieżki. Mijałam osłabionych ludzi o smutnych oczach, chociaż dopiero teraz mogłam dostrzec na ich twarzach jakiekolwiek emocje. Byli przestraszeni i przygnębieni.
Łzy zebrały się w moich oczach na ich widok. Tyle młodych osób, potencjalnych przyszłych lekarzy, naukowców, przywódców i po po prostu przeciętnych dobrych ludzi, ma zginąć? Umrzeć z wycieńczenia? Za co? Z jakiej racji? Bo znaleźli się pod opieką Aniołów? To nie było żadne usprawiedliwienie dla Duchów, które ich tu więziły.
Teraz już wiedziałam. Będę walczyć. Do ostatniej kropli krwi, pomszczę wszystkich nieszczęśników, którym może nie udało się przeżyć dzisiaj. Dla nich. Dla Nialla. I może dla mojej siostry, jeśli to wszystko nie było tylko chorą grą na moich emocjach.
Żwir szurał pod moimi stopami, a chłód lizał odsłonięte ramiona. Zadrżałam i obserwowałam, jak tworzyła się na nich gęsia skórka.
Usiadłam na ławce obok zasmuconego chłopaka. Patrzył na mnie tak, jak matka patrzy na dziecko, gdy się przewróci i zbije sobie kolana. Usłyszałam jego głośne westchnięcie i po chwili przemówił.
-Więc już wiesz.
-Mhm...- mruknęłam niewyraźnie i poprawiłam swoją pozycję.- Wiem.
Moje słowa uleciały gdzieś w powietrze, miałam wrażenie, że to nie ja je wypowiadałam. Cisza nas zjadała, kiedy było słychać tylko nasze oddechy.
-Jestem wycieńczony.- oświadczył chwilę potem. Następne, co zobaczyłam, to on wstający z ławki.- Przepraszam, Diana. Muszę się położyć.- powiedział cicho. Okej, nie miałam nic przeciwko, ale...
-Wstaniesz jeszcze?- zapytałam z załzawionymi oczami.
-Nie wiem.- przyznał nieśmiało.- Jestem słaby.
Kiedy dotarł do mnie sens jego słów, mimowolnie jedna łza spłynęła po moim policzku. Zwiesiłam wzrok i wbiłam go w swoje dłonie, nie mogąc znieść smutnego wzroku chłopaka. Kilka sekund potem pochylił się i bardzo delikatnie, jakbym miała się rozpaść, przycisnął swoje usta do moich. To nie był żaden namiętny, ani gorący pocałunek... To była nasza obietnica. Że jeszcze kiedyś się spotkamy.
-To na wypadek, gdybym miał cię już nie zobaczyć.- szepnął i, jak na swoje możliwości, szybkim krokiem ruszył w stronę prawdopodobnie prowadzącą do jego przejścia. Zaczęłam głośno i otwarcie płakać, rozumiejąc, że możemy nie przetrwać tej nocy. Że Niall może nie zdążyć. Że... umrę.
Odchyliłam głowę i ułożyłam ją na oparciu, chociaż nacisk bolał. Miałam piękny sen. Śniło mi się, że Niall przybył i uratował nas wszystkich, przeżyliśmy i mogliśmy wrócić do normalnego życia; Bez Duchów, bez strachu, bez śmierci. Blondyn przytulał mnie i zapewniał, że teraz już wszystko będzie w porządku, nie pozwoli mnie sobie odebrać już nigdy więcej. Brandon przeżył tą noc i był szczęśliwy. Aniołowie wygrali tą bitwę z Duchami.
Zostawała jeszcze Perrie. Kiedy sobie o niej przypomniałam, od razu postanowiłam ruszyć w kierunku sklepu. Miałam nadzieję, że nie będzie miała przeze mnie kolejnych kłopotów. Wolnym krokiem zmierzałam do miejsca, w którym miałam nadzieję ją spotkać.
Po kilkudziesięciu minutach i niezliczonych przystankach dotarłam do sklepu. Pchnęłam drzwi i wtoczyłam się do środka, od razu opadając na pufę. Dyszałam ciężko, gdybym przeszła jeszcze sto metrów, chyba bym zemdlała. Odwróciłam powoli głowę w kierunku głębi pomieszczenia, szukając tam wesołej dziewczyny. Pojawiła się kilka minut później, od razu blednąc na mój widok. Ze strachem podeszła do mnie i usiadła naprzeciw.
-N-nie nosisz płaszcza?- zaczęła ostrożnie. Przełknęła ślinę, mierząc wzrokiem moją ziemistą skórę. Podniosłam wzrok na jej twarz, próbując znaleźć w niej podobieństwo do mojego taty, jednak niczego takiego nie zauważyłam. Oczy...? Nie. Tata miał podobny kolor, ale zupełnie inny kształt.
-To prawda? Bił cię?- zapytałam ignorując jej pytanie. Rozejrzała się niespokojnie po sklepie, a potem zwiesiła spojrzenie.
-To nie jest chyba odpowiedni moment.- odpowiedziała i zaczęła bawić się dłońmi, unikając mojego spojrzenia.
-Kłamał? Jesteś moją siostrą?- dopytywałam się, a po moich policzkach płynęły strumienie łez. Jeśli to prawda i byłyśmy rodzeństwem, nie byłam tu sama. Nawet jeśli Niall miałby po mnie nie przyjść, miałam kogoś bliskiego. Ona była pewnikiem. Brandon mógł już nie żyć, chociaż odpychałam od siebie tę myśl. Wolałam myśleć, że teraz śpi, odpoczywa, i wszystko z nim w porządku.
Perrie westchnęła cicho i wstała, podchodząc do mnie.
-Myślę, że powinnaś już iść.- wyszeptała i pomogła mi wstać. Rzeczywistość we mnie uderzyła. To wszystko była prawda.
-Dlaczego tu jesteś? Dlaczego umarłaś?
-Mam nadzieję, że kiedyś ci powiem.- odparła smutno i wypchnęła mnie do wejścia.- Przepraszam, Diana.
-Ale...- zaczęłam, lecz gdy złapałam jej spojrzenie, zrozumiałam że naprawdę będzie lepiej, jeśli pójdę. Pokiwałam głową i otworzyłam drzwi, wychodząc na zimne powietrze.
-Noś płaszcz. Chłodno jest.- poleciła mi, zanim zupełnie nie zniknęła w głębi pomieszczenia.
Usiadłam na chodniku i zaczęłam płakać z bezsilności. Nie mogłam zrobić absolutnie nic, żeby pomóc ludziom, na których mi zależało. Najpierw nie ochroniłam rodziców. Teraz nie ochronię Brandona i Perrie. Wszystko było nie tak, jakbym sobie tego życzyła i to zabijało mnie od środka.
Zresztą, nie umierałam tylko wewnętrznie. Powierzchownie też ginęłam.
Po ulicach chodzili ludzie, których zdarzyło mi się już wcześniej widzieć. Musieli być bardziej wytrzymali niż ja, skoro jeszcze żyli i mieli siłę na wędrówki. Podniosłam głowę, a wiatr szczypał moje mokre policzki.
A co, jeśli dzisiaj umrę? Już nigdy nie zobaczę Zayna ani Bonnie. Już nigdy nie wykąpię się w morzu. Już nigdy Niall mnie nie pocałuje. Już nigdy nie pogadam z Eleanor o nieistotnych pierdołach. Już nigdy nie polecę do Nieba.
Dość. Koniec użalania się nad sobą. Jesteś silna i przetrwasz tą noc, powtarzałam sobie w myślach. Masz przed sobą całe życie i musisz je wykorzystać. Nie umrzesz. Nie dzisiaj. Nie jesteś sama.
Z tą myślą pewnie wstałam i poszłam w stronę swojego lokum, ignorując ból. Szłam ze wzrokiem wbitym w ziemię, dopóki nie wpadłam na kogoś na chodniku. Podniosłam wzrok i spotkałam te oczy w idealnym odcieniu błękitu. Łzy od razu zebrały się w moich, kiedy zaczęłam szybciej oddychać. To tylko halucynacja? Zaczynam świrować?
-Niall?- szepnęłam, a kiedy chłopak pokiwał głową, cóż. Zemdlałam.
~
niesprawdzony
Witam wszystkich!
Pierwszą rzecz, o której chciałabym wspomnieć, to że nienawidzę słowa "witam", ale użyłam go specjalnie, żeby psychicznie się ukarać. Hehe. Jestem dziwna.
Pierwszą rzecz, o której chciałabym wspomnieć, to że nienawidzę słowa "witam", ale użyłam go specjalnie, żeby psychicznie się ukarać. Hehe. Jestem dziwna.
Druga rzecz- przepraszam za zwłokę, ale wena jakoś do mnie nie przychodziła. Ale jak już się zjawiła, to napisałam ponad 1000 słów, więc brawa dla Nat. Hehe.
IDĘ POWIADAMIAĆ MOJE SŁOŃCA. JUTRO LUB DZISIAJ ROZDZIAŁ NA DBN. ZOBACZYMY JAK TO BĘDZIE.
KOCHAM WAS! ♥ ♥ ♥
I taka mała prośba. Jeśli czytacie, skomentujcie ten rozdział, chociażby kropką. Chcę wiedzieć, ile osób tu jest ☺
poniedziałek, 9 czerwca 2014
Coming back
Misiaczki!
Właśnie wróciłam z wyjazdu, więc nowy rozdział jest jeszcze nietknięty. Zacznę pracę nad nim wkrótce :)
Właśnie wróciłam z wyjazdu, więc nowy rozdział jest jeszcze nietknięty. Zacznę pracę nad nim wkrótce :)
piątek, 23 maja 2014
Rozdział 23. { Bez cząstki mnie }
Diana's POV
Każda kolejna minuta była męką. Prawie się nie poruszałam, resztę sił oszczędzając na oddychanie. Dyszałam cicho, leżąc na podłodze swojego tymczasowego pokoju, a przynajmniej chciałam tak o nim myśleć. Jeśli tu umrę, nie będzie za fajnie.
Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, zanim nie poczułam znajomego chłodu i ucisku w żołądku. Obawiałam się, że wiem, co nadchodzi. Albo raczej kto.
Sylwetka mężczyzny powoli wyłoniła się z bieli pomieszczenia. Na twarzy miał dobrze wyćwiczony uśmiech, który powinien chyba wyglądać jak przyjazny i zachęcający do zeznań. Otrzymał zupełnie odwrotny efekt, sprawiając wrażenie wszechwiedzącego i potępiającego. Drwił ze mnie. Wiedziałam to.
-Mam rozumieć, że odkryłaś naszą tajemnicę?- zapytał klękając obok mnie. Rozchyliłam usta, ale bardziej ze strachu, niż chęci mówienia.- Wyglądasz tak nędznie teraz, kochanie.- pokręcił głową w udawanym smutku. Ostatnimi siłami wyszarpnęłam rękę spod jego dotyku, powstrzymując płaczliwy jęk.
-Zostaw mnie.- syknęłam i podciągnęłam się na łokciach, czołgając bardziej w stronę środka pokoju. Próbowałam ignorować ból przechodzący przez całe moje ciało, kiedy unikałam zapędzenia mnie w róg bez wyjścia. Kto wie, do czego ten psychopata jest zdolny.
-Widzę, że masz nowy płaszcz.- stwierdził, podchodząc do kąta, w który go cisnęłam.- Perrie już się za to oberwało.
-C... Co?- wykrztusiłam. A przydział? Dlaczego miało oberwać jej się za coś, co przysługiwało każdemu?
-Pewnie opowiedziała ci brednie o tym, że mamy tu ubrania dla wszystkich.- zaśmiał się pod nosem obracając tkaninę w palcach.- Nie mamy.- wyszeptał i znów zbliżył się do mnie, oddechem niebezpiecznie owiewając moją twarz.- Zapomniała wspomnieć o twoim ojcu?
-Moim ojcu?- co on do cholery miał do tego? Dlaczego moje życie musiało przypominać cholerną Modę na Sukces?
-Och, naprawdę ci tego nie zdradziła? Nie powiadomiła o istnieniu dziecka, które zrobił sobie na boku?- uśmiechnął się.- Twój tata lubił się bawić, prawda?
-Nie mów tak o nim!- wrzasnęłam i nie bacząc na ból, uderzyłam w jego policzek z całą możliwą siłą.
-Nimi- podniósł palec wskazujący i środkowy na wysokość moich oczu- mogę złamać ci teraz każde żebro. Zastanów się, czy tego chcesz.
-Kłamiesz.- nie musiałam mówić, który fragment naszej rozmowy miałam na myśli.
-Możliwe. Są szanse 50/50.
Usilnie powstrzymywałam łzy. Nie mogły spłynąć w dół mojej twarzy, nie teraz.
Wstał i otrzepał swoje spodnie z białego pyłku. Machnął dłonią i pojawił się w niej papieros.- Chcesz?- wyciągnął go w moją stronę, ale pokręciłam przecząco głową, zaciskając usta w jedną kreskę.- Szkoda. Palenie zabija, a zgaduję, że śmierć teraz bardzo by ci się przydała.- wzruszył ramionami i na odchodne rzucił we mnie płaszczem.- Ogrzej się. Jego ceną był krzyk twojej siostry.
Kiedy wyszedł, nie mogłam się dłużej trzymać. Wybuchnęłam głośnym płaczem; w połowie z bólu, a w połowie dlatego, że może tam gdzieś była moja... siostra?
Cholera, dlaczego to wszystko było takie trudne?
~
Harry's POV
Niall przyciskał mocno Ducha za szyję do kamiennej ściany uliczki, próbując wyciągnąć z niego jakieś informacje. Tamten jednak milczał, choć dławił się z braku powietrza. Anioł kipiał z wściekłości. Nie dziwiłem mu się, przez nich stracił wszystko, co było mu drogie. Misja musiała nam się udać. Jeśli stałoby się inaczej, wiedziałem, że Niall już nigdy nie byłby taki sam. Różne rzeczy przychodziły mu już do głowy podczas wyprawy, samo słyszenie ich przyprawiało mnie o dreszcze. Czasami mój dar był moim najgorszym przekleństwem.
Dużym plusem było to, że Louis wreszcie odpuścił sobie głupie komentarze i zostawił mnie w spokoju. Nie słyszałem jego złośliwego tonu od dłuższej chwili i miałem nadzieję, że prędko nie wróci. Potrafił być naprawdę w porządku, kiedy nie był kutasem.
-Jeśli chcesz znaleźć swoją laskę, zabij się, Aniołku.- uśmiechnął się złośliwie Duch przyduszany przez Nialla. Przełknął głośno ślinę i uderzył go z całej siły w szczękę, aż ze swojego miejsca usłyszałem dźwięk łamanej kości. Słaniając się na nogach, opuścił uliczkę.
-Świat Duchów.- syknął i walnął ręką w ścianę, tak samo jak w twarz mężczyzny. Skóra na jego dłoni rozcięła się i krew zaczęła spływać w dół cegieł, kierując się ku ziemi. Zbliżyłem się i zacisnąłem palce na jego ramieniu.
Zabić się. Umrzeć. Uratować ją. Znaleźć się w Świecie Duchów.
Głowa zaczęła mi pulsować od nadmiaru negatywnych myśli ze strony przyjaciela. Rzucił mi gniewne spojrzenie, ale ono po chwili zmiękło.
Przyjaciele. Diana. Miłość. Przywiązanie.
Był rozdarty. Słyszałem to. Chciałem mu pomóc, ale nie miałem pojęcia jak. Mój najlepszy przyjaciel chciał zabić się w imię miłości i jeśli czegoś nie zrobię, z własnego pragnienia zniknie.
-Musisz się opanować. Jeszcze chwila i zmienisz się w smutnego Ducha.- powiedziałem spokojnie, chociaż w środku drżałem. Eleanor za mną wypuściła z siebie cichy szloch.
-Jedyne co muszę, to ją uratować. Jest moją podopieczną, ale nie tylko, jest dla mnie kimś znacznie ważniejszym!- krzyknął, głośno tupiąc nogą.- Jest moim życiem i moim słońcem, jest dla mnie powietrzem i ogniem, który mnie zjada. Jest moją księżniczką na wieży i rycerzem na koniu, ja ratuję ją, a ona mnie.
-Niall...- ostrzegłem, widząc, że targają nim emocje i zaraz zrobi coś głupiego.
-Och, nie, Harry, nie zmienię się w żadnego smutnego Ducha. Wtedy utknę między światami i nigdy więcej jej nie zobaczę.
-Na pewno jest inny sposób...- zacząłem, ale mocno popchnął mnie na ścianę i przeszedł obok, zmierzając w stronę Eleanor.
-Ona jest moim biciem serca i chorobą, która powoli mnie wykańcza. Ona jest moim początkiem i śmiercią.- wyszeptał i wtedy mocno przycisnął usta do warg Eleanor.
-Nie!- zdążyłem krzyknąć, ale było za późno. Wszystko działo się szybko.
-Przepraszam. Może kiedyś zobaczymy się w innym świecie.- powiedział, zanim przede mną nie pojawił się Archanioł. Chwilę potem usłyszeliśmy jego głośny wrzask i rozpaczliwe wołanie Eleanor.
Skrzydła zostały mu wyrwane. Od teraz był potępionym Duchem.
~
Niall"s POV
Wszystko bolało. Wszystko tak cholernie bolało. Podniosłem się na łokciach i rozejrzałem po okolicy.
Moje ciało się zmieniło. Plecy potwornie piekły, a skóra była jeszcze bielsza niż zwykle, praktycznie przezroczysta, ale też bardziej wrażliwa. Przeciągnąłem się i poczułem nagły napływ mocy i siły. Spodobało mi się to. Siła będzie mi potrzebna do prawdopodobnej walki z Duchami. Odetchnąłem cicho i spróbowałem pójść w innym kierunku, ale postać mężczyzny się przede mną zmaterializowała.
-No, proszę proszę.- brunet kpiąco się uśmiechnął. Poznawałem tą twarz, lecz nie miałem pojęcia skąd. Nagle poczułem niesamowity ból w brzuchu, kiedy mocno w niego kopnął. Zgiąłem się w pół, kiedy od odwrócił się ode mnie i przemówił:
-Witam w naszych skromnych progach. Nie próbuj niczego głupiego, albo ty i twoja dziewczyna będziecie cierpieć męki do końca życia. A on zresztą szybko nie nadejdzie.
Po tych słowach zostałem sam. Z pustką w głowie, z pustką obok siebie i pustką w sercu.
Diana. Ona gdzieś tu jest. I znajdę ją za wszelką cenę.
Dużym plusem było to, że Louis wreszcie odpuścił sobie głupie komentarze i zostawił mnie w spokoju. Nie słyszałem jego złośliwego tonu od dłuższej chwili i miałem nadzieję, że prędko nie wróci. Potrafił być naprawdę w porządku, kiedy nie był kutasem.
-Jeśli chcesz znaleźć swoją laskę, zabij się, Aniołku.- uśmiechnął się złośliwie Duch przyduszany przez Nialla. Przełknął głośno ślinę i uderzył go z całej siły w szczękę, aż ze swojego miejsca usłyszałem dźwięk łamanej kości. Słaniając się na nogach, opuścił uliczkę.
-Świat Duchów.- syknął i walnął ręką w ścianę, tak samo jak w twarz mężczyzny. Skóra na jego dłoni rozcięła się i krew zaczęła spływać w dół cegieł, kierując się ku ziemi. Zbliżyłem się i zacisnąłem palce na jego ramieniu.
Zabić się. Umrzeć. Uratować ją. Znaleźć się w Świecie Duchów.
Głowa zaczęła mi pulsować od nadmiaru negatywnych myśli ze strony przyjaciela. Rzucił mi gniewne spojrzenie, ale ono po chwili zmiękło.
Przyjaciele. Diana. Miłość. Przywiązanie.
Był rozdarty. Słyszałem to. Chciałem mu pomóc, ale nie miałem pojęcia jak. Mój najlepszy przyjaciel chciał zabić się w imię miłości i jeśli czegoś nie zrobię, z własnego pragnienia zniknie.
-Musisz się opanować. Jeszcze chwila i zmienisz się w smutnego Ducha.- powiedziałem spokojnie, chociaż w środku drżałem. Eleanor za mną wypuściła z siebie cichy szloch.
-Jedyne co muszę, to ją uratować. Jest moją podopieczną, ale nie tylko, jest dla mnie kimś znacznie ważniejszym!- krzyknął, głośno tupiąc nogą.- Jest moim życiem i moim słońcem, jest dla mnie powietrzem i ogniem, który mnie zjada. Jest moją księżniczką na wieży i rycerzem na koniu, ja ratuję ją, a ona mnie.
-Niall...- ostrzegłem, widząc, że targają nim emocje i zaraz zrobi coś głupiego.
-Och, nie, Harry, nie zmienię się w żadnego smutnego Ducha. Wtedy utknę między światami i nigdy więcej jej nie zobaczę.
-Na pewno jest inny sposób...- zacząłem, ale mocno popchnął mnie na ścianę i przeszedł obok, zmierzając w stronę Eleanor.
-Ona jest moim biciem serca i chorobą, która powoli mnie wykańcza. Ona jest moim początkiem i śmiercią.- wyszeptał i wtedy mocno przycisnął usta do warg Eleanor.
-Nie!- zdążyłem krzyknąć, ale było za późno. Wszystko działo się szybko.
-Przepraszam. Może kiedyś zobaczymy się w innym świecie.- powiedział, zanim przede mną nie pojawił się Archanioł. Chwilę potem usłyszeliśmy jego głośny wrzask i rozpaczliwe wołanie Eleanor.
Skrzydła zostały mu wyrwane. Od teraz był potępionym Duchem.
~
Niall"s POV
Wszystko bolało. Wszystko tak cholernie bolało. Podniosłem się na łokciach i rozejrzałem po okolicy.
Moje ciało się zmieniło. Plecy potwornie piekły, a skóra była jeszcze bielsza niż zwykle, praktycznie przezroczysta, ale też bardziej wrażliwa. Przeciągnąłem się i poczułem nagły napływ mocy i siły. Spodobało mi się to. Siła będzie mi potrzebna do prawdopodobnej walki z Duchami. Odetchnąłem cicho i spróbowałem pójść w innym kierunku, ale postać mężczyzny się przede mną zmaterializowała.
-No, proszę proszę.- brunet kpiąco się uśmiechnął. Poznawałem tą twarz, lecz nie miałem pojęcia skąd. Nagle poczułem niesamowity ból w brzuchu, kiedy mocno w niego kopnął. Zgiąłem się w pół, kiedy od odwrócił się ode mnie i przemówił:
-Witam w naszych skromnych progach. Nie próbuj niczego głupiego, albo ty i twoja dziewczyna będziecie cierpieć męki do końca życia. A on zresztą szybko nie nadejdzie.
Po tych słowach zostałem sam. Z pustką w głowie, z pustką obok siebie i pustką w sercu.
Diana. Ona gdzieś tu jest. I znajdę ją za wszelką cenę.
~*~
HA! NIE SPODZIEWALIŚCIE SIĘ MNIE TAK WCZEŚNIEJ! HHEEHEHEHHEEHEHEHE
Postanowiłam zrobić Wam małą niespodziankę. Więc rozdział jest wcześniej, i jest jak sądzę, ciekawy.
Przepraszam że zabiłam Neila :(
Prawie płakałam pisząc to :(
Bo to smutne :(
A NASTĘPNY NIE WIEM KIEDY. NIE MYŚLAŁAM NAD TYM. NIEUCHRONNIE ZBLIŻAMY SIĘ TEŻ DO KOŃCA OPOWIADANIA, KTÓRE JAK PRZEWIDUJĘ BĘDZIE MIAŁO OKOŁO 30 ROZDZIAŁÓW.
Może zrobię część drugą. A może zajmę się czymś innym? Nie wiem.
DOBRANOC MOJE ANIOŁKI I DUSZKI! ♥ ♥ ♥
niesprawdzony
sobota, 17 maja 2014
Rozdział 22. { Puk puk, jest tam kto? }
Diana's POV
Minuty mijały, kiedy przesiadywałam na ławce, a Brandona nie było. Obrałam miejsce naszego pierwszego i zarazem ostatniego spotkania jako przystanek w drodze. Miałam cichą nadzieję, że się zjawi. Brakowało mi kogoś do rozmowy, a Perrie nie przychodziła. Byłam tu już około tygodnia, bo na ścianie wyskrobane miałam siedem kresek. Nie rozmawiałam z nikim już od trzech dni i zaczynało mi to naprawdę przeszkadzać. Śpiewałam do siebie we własnej celi, żeby nie oszaleć od ciszy. Męczyła mnie. Przytłaczała. Oblepiała.
Rozejrzałam się na lewo. W oddali zauważyłam powiększającą się postać, ale z powodu słabego wzroku ni mogłam dojrzeć, kim właściwie jest. Nie chciałam wybiec na spotkanie jednej z tych osób dotkniętych czymś dziwnym. Minęło mnie dziś kilkoro ludzi, słabo powłóczyli za sobą nogami i wyglądali, jakby w chwili mieli upaść. Bałam się ich.
Minęło kilka sekund, zanim nie dojrzałam blond czupryny. Miałam ochotę krzyczeć na myśl, że mam wreszcie okazję do czegoś tak zwyczajnego, jak normalna rozmowa. Im bliżej mnie znajdował się Brandon, tym bardziej dostrzegałam jego chwiejny krok. Poczułam gorąco rozpalające się gdzieś we mnie, gdy zrozumiałam, że zaczyna być jednym z nich. Wstałam z ławki i cofnęłam się, prawie potykając. Chłopak wyciągnął słabo rękę w moją stronę, ale szybko się odsunęłam, zanim mnie nie dotknął. Odetchnął głęboko i opadł na ławkę. Przejechał językiem po ustach i zmrużył oczy, wyglądał na naprawdę zmęczonego.
-Proszę, nie bój się mnie.- wychrypiał. Chciałam biec, uciekać jak najdalej. Wiedziałam, że mogę bez trudu mu się wyślizgnąć, ale coś mnie powstrzymywało. Istniało pewne prawdopodobieństwo, że się zarażę, jednak usiadłam w bezpiecznej odległości od chłopaka.
-Czy... to jest zakaźne?- zapytałam ostrożnie. Przeniósł na mnie spojrzenie. Jego wysuszone wargi wciąż pozostawały rozchylone po długim marszu, a skóra miała przerażający, szarawy odcień, ale niebieskie oczy dalej błyszczały w ten sam sposób.
-Nie.- prawie szepnął.- Nie sądzę. Jeszcze nikt się nie zaraził.
Rozzłościłam się.
-Więc dlaczego to masz?!- krzyknęłam, moje policzki zapłonęły.
-Nie mogę ci powiedzieć.- stęknął cicho.- Od razu tego spróbujesz. Też będziesz chora.
Moje spojrzenie zmiękło. Cóż, prawdopodobnie mogło się tak stać. Mój charakter był specyficzny. Doceniałam to, że się o mnie martwił.
-Wyleczysz się?- zagadnęłam słabo, ta sytuacja z lekka mnie przytłaczała.
-Jeśli przyjdą na czas.- uśmiechnął się.- Złego diabli nie biorą.
-Och, daj spokój.- prychnęłam.- Nie umieraj, okej? Nie mam tu żadnego żywego znajomego.
-Postaram się, mała.
-Niska.- poprawiłam go.- Nie jestem mała.
~
Niall's POV
Richmond, Kanada. Najbardziej nawiedzone i nadprzyrodzone miejsce na świecie. To tu Diabły grają w karty, a Duchy uwodzą ludzi. To tu słońce nigdy nie wstaje z radością, ale pod przymusem wschodzi i czeka na upragniony sen. To tu ptaki nie śpiewają. To tu jest piekło zagubionych dusz.
Louis siedział przy barze i mówił coś do mężczyzny za ladą. Pewnie pytał, czy kogoś nie widział, nie kojarzył. Barman gestykulował zawzięcie, ale chyba nie udzielił Diabłu żadnych konkretnych informacji- szatyn odszedł od niego dwie, może trzy minuty później, lekko zirytowany.
-Nie dość, że idiota, to jeszcze ma głupi akcent.- powiedział wystarczająco głośno, żeby mógł go usłyszeć. Powstrzymywałem się od śmiechu. Musiałem przypominać sobie, że go nienawidzę i nie bawią mnie jego kretyńskie odzywki.- Hej, Danielle, coś taka sztywna?- uderzył ją w ramię, a dziewczyna oprzytomniała, jakby wybudził ją z transu.
-Co?- wymamrotała nieprzytomnie.
-Gapisz się.- Louis wzruszył ramionami.- Coś się stało?
-Och, ja...- zaczęła wskazując na duże lustro stojące przy ścianie.- Ono po prostu wydaje mi się... zimne.
-Zimne?- zaśmiał się jej współlokator.- Lustra zazwyczaj są chłodne.
-Nie, nie o to chodzi.- westchnęła.- Jego aura wydaje mi się dziwna.
-Aura? Do reszty zwariowałaś?- zapytał i wyszedł przez drzwi frontowe. Eleanor szepnęła coś koleżance na ucho, ale nie zwracałem na nie szczególnej uwagi. Słyszałem już wiele o aurach, ale wierzyłem tylko w te, które sam mogłem zobaczyć, czyli te należące istot nadprzyrodzonych. W knajpie się od nich roiło, z pewnością, ale zwierciadło nie miało żadnej.
Podążyliśmy za Louis'im, choć Danielle miała pewne opory. W końcu jednak przekonaliśmy ją, że niczego więcej tu nie zdziałamy i możemy szukać dalej.
Przemierzaliśmy kolejne uliczki, zaczepialiśmy czasem ludzi i pokazywaliśmy zdjęcia Diany. Harry przyklejał je też na niektórych słupach. Miałem nadzieję, że Diana gdzieś tu jest i ktoś w końcu rozpozna ją na zdjęciu. Zawsze reakcja była jednak podobna- ludzie kręcili przecząco głowami i posyłali nam współczujące uśmiechy. Nerwowo się rozglądałem, w nadziei na to, że gdzieś pojawi się miejsce, w którym nie przebywali ludzie. Można by zaciągnąć tam Ducha i dowiedzieć się czegoś od niego. Nigdzie jednak takiego miejsca nie widziałem.
Ze złości zacząłem mocno zagryzać wargę. Nie minęła minuta, kiedy poczułem na języku metaliczny smak krwi. Świetnie.
-Cholera.- mruknąłem i przychyliłem się do najbliższego lusterka samochodu, żeby zetrzeć ślad.
-Wszystko okej?- zapytała Eleanor.
-Taa, to nic takiego, dogonię was.- oświadczyłem i wróciłem do poprzedniej czynności, kiedy ze zranionej skóry sączyło się coraz więcej płynu. W końcu jednak krwawienie ustało, i kiedy już odchodziłem od samochodu, usłyszałem ciche stukanie. Był to delikatny, ledwo słyszalny dźwięk, ale wystarczył do zwrócenia mojej uwagi. Pukanie się powtórzyło, tym razem trochę głośniej. Dochodziło... z dołu? Gdzieś na wysokości mojego brzucha. Przyłożyłem ucho do szyby samochodu, miał lekko przyciemnione szyby, więc myślałem że to coś ze środka. Jednak po chwili zorientowałem się, że dźwięk nie pochodzi z wnętrza samochodu, ale... z bocznego lusterka. Kiedy się przyjrzałem, dostrzegłem słaby zarys zsuwającej się na ziemię dziewczyny. Miała długie, czarne włosy i szarą cerę. Wyglądała na słabą, ale krzyczała do mnie, tylko że niczego nie byłem w stanie usłyszeć.
Zawołałem szybko resztę. Pojawili się chwilę potem, i zobaczyli to samo co ja. Wszyscy mierzyliśmy się spojrzeniami. Nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy zrobić w zaistniałej sytuacji. Harry szybko odszukał dziewczynę w spisie podopiecznych. Dostaliśmy wyraźny sygnał, że porwani żyją. Jeszcze.
Przełknąłem ślinę. Teraz na pewno nie odpuszczę, a każdego, kto stanie mi na drodze, zamorduję.
~
Diana's POV
Rozmawiałam z Brandonem bardzo długo. Wieczorem wróciłam do swojego pokoiku i usiadłam w jednym z jego rogów. Musiałam jeszcze dzisiaj wziąć prysznic, nic innego nie miałam w planach. Wysunęłam z włosów wsuwkę i przyczołgałam się do ściany i wyskrobałam zgrabną linię. Zauważyłam, że znów coś jest nie tak, jak być powinno. Kolory zza białej farby ciągle się zmieniały, ale teraz miały cielisty odcień. Postanowiłam paznokciem zeskrobać jeszcze trochę powłoki. Marszcząc brwi, powoli odkrywałam coś, czego jak podejrzewałam, odkrywać nie powinnam. Po drugiej stronie zobaczyłam... oko. Pozbywałam się coraz większej ilości farby, aż nie dostrzegłam znajomej twarzy. Widywałam ją kilka razy, kiedy przebywałam w Niebie u Nialla. Miała swój sklepik z roślinami i była bardzo sympatyczna, blondyn wielokrotnie kupował od niej kwiaty. Pochodziła z Japonii i z tego co wiem, do Nieba trafiła jako jedna z pierwszych.
-Miyuki!- krzyczałam, waląc w ścianę. Chyba mnie zauważyła, bo jej oczy rozszerzyły się do ogromnych rozmiarów. Zawołała kogoś i mówiła coś w swoim ojczystym języku. Do lustra podszedł drugi Anioł i wtedy poczułam, jak cała skóra mi cierpnie, a ja robię się bardzo słaba.
Och...
Czyli o tym mówił Brandon.
Minuty mijały, kiedy przesiadywałam na ławce, a Brandona nie było. Obrałam miejsce naszego pierwszego i zarazem ostatniego spotkania jako przystanek w drodze. Miałam cichą nadzieję, że się zjawi. Brakowało mi kogoś do rozmowy, a Perrie nie przychodziła. Byłam tu już około tygodnia, bo na ścianie wyskrobane miałam siedem kresek. Nie rozmawiałam z nikim już od trzech dni i zaczynało mi to naprawdę przeszkadzać. Śpiewałam do siebie we własnej celi, żeby nie oszaleć od ciszy. Męczyła mnie. Przytłaczała. Oblepiała.
Rozejrzałam się na lewo. W oddali zauważyłam powiększającą się postać, ale z powodu słabego wzroku ni mogłam dojrzeć, kim właściwie jest. Nie chciałam wybiec na spotkanie jednej z tych osób dotkniętych czymś dziwnym. Minęło mnie dziś kilkoro ludzi, słabo powłóczyli za sobą nogami i wyglądali, jakby w chwili mieli upaść. Bałam się ich.
Minęło kilka sekund, zanim nie dojrzałam blond czupryny. Miałam ochotę krzyczeć na myśl, że mam wreszcie okazję do czegoś tak zwyczajnego, jak normalna rozmowa. Im bliżej mnie znajdował się Brandon, tym bardziej dostrzegałam jego chwiejny krok. Poczułam gorąco rozpalające się gdzieś we mnie, gdy zrozumiałam, że zaczyna być jednym z nich. Wstałam z ławki i cofnęłam się, prawie potykając. Chłopak wyciągnął słabo rękę w moją stronę, ale szybko się odsunęłam, zanim mnie nie dotknął. Odetchnął głęboko i opadł na ławkę. Przejechał językiem po ustach i zmrużył oczy, wyglądał na naprawdę zmęczonego.
-Proszę, nie bój się mnie.- wychrypiał. Chciałam biec, uciekać jak najdalej. Wiedziałam, że mogę bez trudu mu się wyślizgnąć, ale coś mnie powstrzymywało. Istniało pewne prawdopodobieństwo, że się zarażę, jednak usiadłam w bezpiecznej odległości od chłopaka.
-Czy... to jest zakaźne?- zapytałam ostrożnie. Przeniósł na mnie spojrzenie. Jego wysuszone wargi wciąż pozostawały rozchylone po długim marszu, a skóra miała przerażający, szarawy odcień, ale niebieskie oczy dalej błyszczały w ten sam sposób.
-Nie.- prawie szepnął.- Nie sądzę. Jeszcze nikt się nie zaraził.
Rozzłościłam się.
-Więc dlaczego to masz?!- krzyknęłam, moje policzki zapłonęły.
-Nie mogę ci powiedzieć.- stęknął cicho.- Od razu tego spróbujesz. Też będziesz chora.
Moje spojrzenie zmiękło. Cóż, prawdopodobnie mogło się tak stać. Mój charakter był specyficzny. Doceniałam to, że się o mnie martwił.
-Wyleczysz się?- zagadnęłam słabo, ta sytuacja z lekka mnie przytłaczała.
-Jeśli przyjdą na czas.- uśmiechnął się.- Złego diabli nie biorą.
-Och, daj spokój.- prychnęłam.- Nie umieraj, okej? Nie mam tu żadnego żywego znajomego.
-Postaram się, mała.
-Niska.- poprawiłam go.- Nie jestem mała.
~
Niall's POV
Richmond, Kanada. Najbardziej nawiedzone i nadprzyrodzone miejsce na świecie. To tu Diabły grają w karty, a Duchy uwodzą ludzi. To tu słońce nigdy nie wstaje z radością, ale pod przymusem wschodzi i czeka na upragniony sen. To tu ptaki nie śpiewają. To tu jest piekło zagubionych dusz.
Louis siedział przy barze i mówił coś do mężczyzny za ladą. Pewnie pytał, czy kogoś nie widział, nie kojarzył. Barman gestykulował zawzięcie, ale chyba nie udzielił Diabłu żadnych konkretnych informacji- szatyn odszedł od niego dwie, może trzy minuty później, lekko zirytowany.
-Nie dość, że idiota, to jeszcze ma głupi akcent.- powiedział wystarczająco głośno, żeby mógł go usłyszeć. Powstrzymywałem się od śmiechu. Musiałem przypominać sobie, że go nienawidzę i nie bawią mnie jego kretyńskie odzywki.- Hej, Danielle, coś taka sztywna?- uderzył ją w ramię, a dziewczyna oprzytomniała, jakby wybudził ją z transu.
-Co?- wymamrotała nieprzytomnie.
-Gapisz się.- Louis wzruszył ramionami.- Coś się stało?
-Och, ja...- zaczęła wskazując na duże lustro stojące przy ścianie.- Ono po prostu wydaje mi się... zimne.
-Zimne?- zaśmiał się jej współlokator.- Lustra zazwyczaj są chłodne.
-Nie, nie o to chodzi.- westchnęła.- Jego aura wydaje mi się dziwna.
-Aura? Do reszty zwariowałaś?- zapytał i wyszedł przez drzwi frontowe. Eleanor szepnęła coś koleżance na ucho, ale nie zwracałem na nie szczególnej uwagi. Słyszałem już wiele o aurach, ale wierzyłem tylko w te, które sam mogłem zobaczyć, czyli te należące istot nadprzyrodzonych. W knajpie się od nich roiło, z pewnością, ale zwierciadło nie miało żadnej.
Podążyliśmy za Louis'im, choć Danielle miała pewne opory. W końcu jednak przekonaliśmy ją, że niczego więcej tu nie zdziałamy i możemy szukać dalej.
Przemierzaliśmy kolejne uliczki, zaczepialiśmy czasem ludzi i pokazywaliśmy zdjęcia Diany. Harry przyklejał je też na niektórych słupach. Miałem nadzieję, że Diana gdzieś tu jest i ktoś w końcu rozpozna ją na zdjęciu. Zawsze reakcja była jednak podobna- ludzie kręcili przecząco głowami i posyłali nam współczujące uśmiechy. Nerwowo się rozglądałem, w nadziei na to, że gdzieś pojawi się miejsce, w którym nie przebywali ludzie. Można by zaciągnąć tam Ducha i dowiedzieć się czegoś od niego. Nigdzie jednak takiego miejsca nie widziałem.
Ze złości zacząłem mocno zagryzać wargę. Nie minęła minuta, kiedy poczułem na języku metaliczny smak krwi. Świetnie.
-Cholera.- mruknąłem i przychyliłem się do najbliższego lusterka samochodu, żeby zetrzeć ślad.
-Wszystko okej?- zapytała Eleanor.
-Taa, to nic takiego, dogonię was.- oświadczyłem i wróciłem do poprzedniej czynności, kiedy ze zranionej skóry sączyło się coraz więcej płynu. W końcu jednak krwawienie ustało, i kiedy już odchodziłem od samochodu, usłyszałem ciche stukanie. Był to delikatny, ledwo słyszalny dźwięk, ale wystarczył do zwrócenia mojej uwagi. Pukanie się powtórzyło, tym razem trochę głośniej. Dochodziło... z dołu? Gdzieś na wysokości mojego brzucha. Przyłożyłem ucho do szyby samochodu, miał lekko przyciemnione szyby, więc myślałem że to coś ze środka. Jednak po chwili zorientowałem się, że dźwięk nie pochodzi z wnętrza samochodu, ale... z bocznego lusterka. Kiedy się przyjrzałem, dostrzegłem słaby zarys zsuwającej się na ziemię dziewczyny. Miała długie, czarne włosy i szarą cerę. Wyglądała na słabą, ale krzyczała do mnie, tylko że niczego nie byłem w stanie usłyszeć.
Zawołałem szybko resztę. Pojawili się chwilę potem, i zobaczyli to samo co ja. Wszyscy mierzyliśmy się spojrzeniami. Nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy zrobić w zaistniałej sytuacji. Harry szybko odszukał dziewczynę w spisie podopiecznych. Dostaliśmy wyraźny sygnał, że porwani żyją. Jeszcze.
Przełknąłem ślinę. Teraz na pewno nie odpuszczę, a każdego, kto stanie mi na drodze, zamorduję.
~
Diana's POV
Rozmawiałam z Brandonem bardzo długo. Wieczorem wróciłam do swojego pokoiku i usiadłam w jednym z jego rogów. Musiałam jeszcze dzisiaj wziąć prysznic, nic innego nie miałam w planach. Wysunęłam z włosów wsuwkę i przyczołgałam się do ściany i wyskrobałam zgrabną linię. Zauważyłam, że znów coś jest nie tak, jak być powinno. Kolory zza białej farby ciągle się zmieniały, ale teraz miały cielisty odcień. Postanowiłam paznokciem zeskrobać jeszcze trochę powłoki. Marszcząc brwi, powoli odkrywałam coś, czego jak podejrzewałam, odkrywać nie powinnam. Po drugiej stronie zobaczyłam... oko. Pozbywałam się coraz większej ilości farby, aż nie dostrzegłam znajomej twarzy. Widywałam ją kilka razy, kiedy przebywałam w Niebie u Nialla. Miała swój sklepik z roślinami i była bardzo sympatyczna, blondyn wielokrotnie kupował od niej kwiaty. Pochodziła z Japonii i z tego co wiem, do Nieba trafiła jako jedna z pierwszych.
-Miyuki!- krzyczałam, waląc w ścianę. Chyba mnie zauważyła, bo jej oczy rozszerzyły się do ogromnych rozmiarów. Zawołała kogoś i mówiła coś w swoim ojczystym języku. Do lustra podszedł drugi Anioł i wtedy poczułam, jak cała skóra mi cierpnie, a ja robię się bardzo słaba.
Och...
Czyli o tym mówił Brandon.
~*~
Cześć Aniołki! ☺
Kto się cieszy, że akcja się wreszcie zawiązała? Hehehe. Musiałam to trochę odwlekać, żeby wszystko mogło się logicznie ułożyć. Miłego weekendu! Jeszcze napiszę, ale następny będzie w okolicach 28-30 maja. ☺☺☺
niesprawdzony, jakżeby inaczej
Subskrybuj:
Posty (Atom)